środa, 5 września 2012

O (nie)SZCZĘŚCIU

UWAGA!
Kilka dni temu w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego (który wcale nie leży w Wielkopolsce!) zagubiłam swoją wenę. Być może została gdzieś w okolicach Hali Targowej... Tak, ostatni weekend był pod wszystkimi aspektami cudooowny! Jestem tak natchniona, że aż nie wiem o czym napisać!
Spotkania z kolegami z przedszkola, podstawówki, gimnazjum... Błogie szaleństwo pod sceną na koncercie poznańskiej Luxtorpedy... Było jeszcze coś, ale to pominę - Dobska pewnie się domyśla o co be. :D

Mawiają, że kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma szczęście w kartach. Umiem grać w pokera. Jako-tako, po japońsku. To znaczy, że gdybym grała w rozbieranego, to pewnie szybko pozbyłabym się swych ubrań... W "ku ku" też się orientuję... Aż tak, że podczas ostatniego wyjazdu nad jezioro ze znajomymi wymyśliliśmy karę: ten, kto nie będzie miał "ku ku" - wchodzi do jeziora od stóp do głów tyle razy, ile razy nie zgadnie jakie "zestawy" mają przeciwnicy. Oczywiście, najczęściej padało na mnie. I to akurat wtedy, gdy temperatura wody gwałtownie spadła, tworząc na jeziorze tafle lodu, słońce schowało się za chmurami i zerwał się potężny wiatr, a nad moją głową szalała burza z piorunami! Nie no, z tymi warunkami pogodowymi nieco przesadziłam, ale to nie zmienia faktu, że najczęściej zanurzać się w wodzie musiałam JA! Poza tymi grami opanowałam jeszcze grę w "Wojnę" i "Kenta". W stopniu średnio-początkowo-zaawansowanym...
Nie uważam zatem, abym miała szczęście w kartach. W miłości również nie mam. Chyba raczej mam pecha. Szukam męża - póki co bezskutecznie... :D 
Ale, Moi Drodzy, spełniam się w wygrywaniu nagród! Wygrałam w przeciągu ostatnich dwóch, do trzech tygodni: -pojedynczy bilet na koncert zespołu Bajm, -plakat festiwalu "Summer Dying Loud 2012", na którym widnieje logo COMY i Luxtorpedy (dla Was pewnie to większy kawałek papieru, dla mnie wspaniała nagroda! :D), -podwójne zaproszenie do Gorzowskiej Filharmonii na "Inaugurację sezonu artystycznego 2012/2013"! :D Kieeedyś może wygram coś cenniejszego. A może i mąż się jakiś trafi w międzyczasie. :D

Na koniec wklejam moje nieudolne "dzieło". Taki malusi prezencik dla Magdaleny - mojej blogowej (i nie tylko!) kompanki. Jeszcze nie każdy z Czytelników wie, żeśmy z Dobską są niekwestionowane mistrzynie programu Paint! :D
Pozdro!
S.

piątek, 24 sierpnia 2012

PODRÓŻ W CZASIE

Tego nigdy bym się nie spodziewała.
Czekając na przystanku był czwartek,24 sierpnia 2012r.
Gdy wsiadłam do autobusu linii 100 ujrzałam to. 

Poniedziałek, 12 sierpnia 2024r. ;O
Pierwsza myśl. O nieee! Mam 33 lata,wracam samotnie do domu, w dodatku do domu rodziców nocnym autobusem po kolejnym wieczorze spędzonym  w musztardzie. A co najgorsze cały czas z poobdzieraną twarzą!
Całe szczęście, że stężenie alkoholu we krwi nie było na tyle duże co bym uwierzyła w tą sytuację.

Celowe czy przypadkowe działanie kierowcy?

Swoją drogą ciekawe jak będzie wyglądał ten dzień za 12 lat.

poniedziałek, 23 lipca 2012

MAM MIXA!


O czym będzie mój dzisiejszy wpis? Jak to mawia moja Mama Basia:
(tak na marginesie, bo pewnie nie wiecie: Mama Dobskiej również nosi imię Barbara - pozdrowienia dla Pani Basi Dobskiej! :D)
"tego najstarsi górale nie wiedzą!" 
(Tak, tak... Już użyłam kiedyś tego powiedzonka, ale nic nie poradzę na to, że tak bardzo je lubię! :P)

Prawda jest taka, że kompletnie nie mam o czym pisać, albo wręcz przeciwnie: chciałabym wspomnieć o wielu rzeczach, ale jest ich po prostu za dużo i chcę oszczędzić Wam zanudzenia. Jak jest dziś? Mój mózg jest przepełniony milionem pomysłów! Dziś będzie poruszonych kilka kwestii, ale postaram się zrobić to krótko, zwięźle i na temat.

Po pierwsze: robiłam dzisiaj gruntowne porządki. Takie, które robi się średnio raz na dziesięć lat Rozebrałam wnętrze biurka na części pierwsze. O mamo, o mateczko! Ileż skarbów i o wiele bardziej niepotrzebnych rzeczy tam znalazłam! Listy, powycinane artykuły z gazet z moim udziałem, focie znajomych z lokalnych brukowców, zdjęcia (jedno nawet nie swojej klasy - wtajemniczeni pewnie się domyślą ;)), "Złote Myśli" (pamiętacie? mam Wasze wpisy, więc uważajcie!), sprawdziany, kartkówki, wiersze (TAK - pisałam wiersze! NIE - nie przeczytacie ich!), plakaty z kampanii wyborczej (najważniejsze, że wygrałam wybory - dziękuję tym, którzy zrzucili się na ksero), o pamiętnikach już nie wspomnę (mam zapisane lata 2003-2008).  Nawet znalazłam karty do popularnej niegdyś gry "FLIRT". Pamiętacie ją? Dla mnie nabrała większego znaczenia po tylu latach. Jeżeli są wśród Was chętni na partyjkę - ZAPRASZAM!:)


Ale w tym artystycznym bałaganie znalazłam coś jeszcze:
"LISTA 100 RZECZY, KTÓRE MUSZĘ ZROBIĆ PRZED ŚMIERCIĄ"
Tak... Niektóre punkty z tej listy zostały już odhaczone - dziwię się, jakich to rzeczy chciałam dokonać w roku bodajże 2006.  Do setki jeszcze daleko - jestem mniej więcej na półmetku, ale to wszystko dzisiaj uświadomiło mi, jak bardzo jestem już stara i że pora chyba zacząć zbijać deski na trumnę. :D 
"Masz 21 lat! Jak możesz czuć się staro?!" 
Owszem, mogę. Uwierzcie mi, czytając i wspominając tamte czasy żałuję, że nie można cofnąć się do nich. Życie wtedy było o niebo lepsze i łatwiejsze... Takie problemy jak wówczas, to ja mogłabym przeżywać teraz codziennie.

Po drugie: miewam ostatnio baaardzo dziwne sny. Chyba zacznę je spisywać i się z Wami dzielić, bo aż się w głowie nie mieszczą!

Po trzecie: Magdaleno, w Gorzowie też same śluby. No i dzieci się rodzą, albo są w drodze, albo powstają (tak myślę)...
A propos dzieci, spędziłam ostatnio cały dzień w gronie bobasów, w dodatku płci brzydszej (chłopcy, dla pewności). Mój plan na moje własne dzieci był kiedyś taki:
A. 1x dziewczynka + 1x chłopiec (chłopiec koniecznie starszy!)
B. 2x chłopiec 
C. bliźnięta (obojętnie jakiej płci)

Dziś śmiało mogę powiedzieć, że wycofuję się z opcji "B". Nie chcę mieć dwóch synów! Albo nie, mogę mieć, ale w pakiecie z relanium lub czymś mocniejszym i karabinem maszynowym. Jeny, przecież po calutkim jednym dniu prawie padło mi na głowę, dostałam rozdwojenia jaźni, zdziczałam i co tam jeszcze! A w dodatku przegrałam z siedmiolatkiem w szachy. Trzy razy! Dobrze, że jeszcze trzymam poziom w kolorowankach... Mało tego, byłam wiecznie nokautowana przez mężczyzn w wieku lat trzech i dwóch. Niejednokrotnie wspólnie organizowali na mnie napady!  Co jest najgorsze? Jak obserwuję płeć nowo przybyłych Polaków, to spora większość z nich, to chłopy.
Mama Basia mówi, że będzie wojna. Wojna to będzie u mnie na chacie, jak mi się dwóch dżentelmenów urodzi kiedyś.

To na tyle dziś,
czekajcie na wpis M.D. (może tym razem szybciej coś wklepie :P)
S.

PS. #1 Za 1,5 tygodnia WOODSTOCK!!! :D :D :D
PS. #2 A córkę i tak nazwę Brooke! :D

czwartek, 19 lipca 2012

COLORADO

Kapuściński zawsze dobrze pisał. Lubię faceta czytać. Czytając "Busz po polsku" trafiłam na zdanie "Myślicie,że Konin nie może smakować przez dzień jak Colorado?". Niestety nie wiem jak smakuję ten Amerykański stan za to o smaku wymienionego wyżej miasta leżącego w centralnej Polsce już potrafię coś powiedzieć.

Konin. Miasto wiecznie głodne plotek, sensacji i skandali.
Nie ukrywam, że sama je uwielbiam zdobywać, choć przekazywanie ich dalej już mnie tak nie fascynuje.
Cierpię własnie z niedoboru jakichś interesujących wiadomości. Ostatnimi czasy tylko śluby i dzieci.
Przecież są wakacje! Gdzie zdrady? Nieprzemyślane związki? Wakacyjne porywy...serc? Alkoholowe wybryki? Niech coś się zacznie dziać!

Jedyne co ostatnio zaobserwowałam to wzrost zainteresowania imprezami typu  "Projekt X".Jest ich od cholery. Zapisuje się kilkaset a nawet kilka tysięcy ludzi a i tak w końcu impreza się nie odbywa, bo albo nie była na poważnie organizowana albo ludzie mają za mało odwagi, żeby się na takiej imprezie pojawić. W Koninie też wszyscy narzekają, że nie ma co robić wieczorami, nic się nie dzieje, więc i wyjść nie ma gdzie. Czekam na śmiałka, który urządzi taką imprezę u nas. Podejrzewam, że całe miasto będzie miało wtedy o czym mówić a i ja będę miała się czym pożywić.

M.

Zapomniałabym. Mam prostą grzywkę i zmieniłam kolor na zdecydowanie za ciemny, więc jeśli ktoś taki będzie Wam mówi cześć to mogę być ja. Za utrudnienia w rozpoznawaniu mnie na ulicy bardo przepraszam.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Matka Boska Pieniężna

W jednym ze sklepów ze sprzętem elektronicznym i innymi pierdołami przebywają dwie młode kobiety. Poszukują odpowiedniego dla siebie przedmiotu. Znajdują! Podchodzą do pana z obsługi i pytają 
o szczegóły zakupu. Pierwsze pytanie sprzedawcy brzmi: 
-A o który sprzęt paniom chodzi?
Stoi milion przeróżnych sprzętów takiego i siakiego rodzaju, a odpowiedź ich brzmi: 
-Ten biały!
Tak, Drodzy Panowie... Gdzieś mamy wszelkie parametry elektroniki. Dla nas liczy się wygląd! 
I teraz czuję na sobie skupiony wzrok miliarda mężczyzn, z czego 3/4 z nich już szykuje się do nakrzyczenia na mnie za pośrednictwem megabajtów, pikseli, herców, watów, sratów i innych. Ale taka jest prawda, że większość z nas, kobiet, wybiera po prostu rzeczy ładne. Ładny laptop, śliczny telefon, kolorowy aparat, a o samochodzie już nawet nie wspomnę - jak dla mnie musi być malusi o zaokrąglonych kształtach (nie pogardzę Fiatem 126p, o nie!). Oczywiście nie wszystkie kobiety cenią sobie wygląd posiadanych przedmiotów, tak jak nie każdy facet wnikliwie rozpatruje parametry wszelakich sprzętów - wyjątki zdarzają się. Ale są to WYJĄTKI.

A teraz coś, co bardzo mnie zaciekawiło... Pewnie wielu z Was posiada laptopy. Mnie zainteresował dziś fakt: dlaczego komputery mogą działać bez baterii, a telefony nie? W sensie takim: wyciągacie z laptopa baterię, podłączacie ładowarkę i jest wszystko cacy. A jak wyciągniecie baterię z telefonu i podłączycie do zasilania, to ni chu chu Wam nie zadziała. Takie oto problemiki. Nie, blondynką nie jestem. Ale blondynka to nie kolor włosów, to charakter. Pamiętajcie!  :-)

Dzisiejszy dzień jeszcze się nie skończył, ale już mogę śmiało powiedzieć, że jest super ("Gorzów-trip"). Oby więcej takich! Tego sobie z całej pikawy (czyt. serca) życzę. 
Zaś jutro dziesiąty dzień miesiąca, czyli Święto Matki Boskiej PieniężnejWypłata - znika szybciej, niż zostanie wlana na konto... Dlaczego? Warum? Why? Się pytam!

S.



sobota, 7 lipca 2012

CHRZEST

Sobota. Około 30st Celsjusza. Kocyk nad jeziorem. W koło pełno ludzi. Nagle zjawiają się dwie kobiety (jedna w granicach siedemdziesiątki, druga trzydziestki)  ubrane w białe szaty do samej ziemi,jeden mężczyzna w średnim wieku w takiej samej szacie koloru czarnego i grupka osób towarzyszących. Zaczęli odprawiać jakiś obrządek religijny. Jak się później okazało był to chrzest. Dwie kobiety "oddały swoje serce  Jezusowi" podczas zanurzenia całego ciała w jeziorze. To tylko członkowie Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.

Poinformowała  nas o tym jedna z kobiet uczestnicząca w całej tej sytuacji. Wróciła się do nas by wręczyć nam materiały dotyczące ich wyznania. Zatem jestem w posiadaniu nowej literatury "Gdy życie nabiera sensu" , "Obiecująca przyszłość" oraz broszurek zadających ważne pytania m.in Rok 2012. Czy to koniec świata? lub Piekło,prawda czy mit? Wszyscy jeszcze pod wpływem piłkoszału, więc nie mogło zabraknąć wzmianki o tym,że nawet piłkarze oddają Jezusowi swoje serce.

Tak,właśnie tak wyobrażałam sobie nadjeziorny relaks.
Czemu akurat upalna sobota w południe i tak zatłoczona miejsce?
Myślałam,że potrzeba większego skupienia i spokoju do takiego obrządku.

Idealne podsumowanie.
Jaki kraj taki Jordan.

M

środa, 4 lipca 2012

Ti Wi

Rozstaliśmy się...
Było to jakieś 7-8 miesięcy temu. Bez kłótni, bez zbędnych słów, bez wzajemnego obwiniania się, rzucania mięsem i za obopólnym porozumieniem, że gdy tylko będziemy chcieli - zawsze możemy do siebie wrócić.
Wcześniej było nam ze sobą dobrze, choć nasze uczucie wygasło już jakiś czas temu. Nasz związek chyba był już od wielu lat tylko przyzwyczajeniem. W sumie to najbardziej prawdopodobne, że tylko ja czerpałam jakiekolwiek korzyści z tej relacji, bo niby jakie on mógł mieć? Chyba tylko moja obecność przy nim mogła być w jakiś sposób "pomocna"...
W końcu nadszedł ten czas. Postanowiłam: musimy się rozstać! On nie chciał, to oczywiste. Ja po prostu tego potrzebowałam, ale i musiałam, choć na jakiś czas, odpocząć.  Z resztą nie miałam technicznych możliwości trwania w tym związku poza rodzinnym miastem, domem.
I tak żyliśmy sobie osobno. On tam, ja gdzie indziej. Gdy wracałam w rodzinne strony zawsze się z nim widziałam, jednak nie ciągnęło mnie do niego. Czasami próbował mnie zwabić, przyciągnąć do siebie. Byłam nieugięta. Znacząco ograniczałam nasze kontakty. Jednak, gdy teraz na dłuższy czas wróciłam do Gorzowa, poczułam pewną pustkę i samotność. Dziś rano weszłam do pokoju, w którym on stał. Ominęłam go wzrokiem i wzięłam gazetę z programem telewizyjnym do ręki i... 
...NASZE UCZUCIE NA NOWO ODŻYŁO! 
Wszak "Usta usta" lecą w telewizorni! Och, Mój Kochany Telewizorze, wielbię Cię za ten serial i za powtórki "Na Wspólnej", "Magdy M.", "Prawa Agaty", "Ally McBeal" i inne, a także za emitowane po raz setny kiczowate i trochę mniej kiczowate filmy. W końcu jak porządny człowiek mogę sobie obejrzeć FAKTY w TVN'ie, o świcie włączyć TVN24. I jeszcze tylko czekam na kolejną powtórkę "Skrzydlatych świń" z moimi ukochanymi: Rogucem i Małaszyńskim w rolach głównych.
Wielu z Was powiedziałoby: "dlaczego nie obejrzysz tego w necie? dlaczego tego nie ściągniesz na kompa?!"
Dlatego, że oglądanie seriali, filmów i wszelakich programów na komputerze nie rajcuje mnie.
IN TV - TO JEST TO!



A teraz mała zmiana tematu, bo tak mnie się o tym przypomniało...
CZY PRAWDZIWI, PORZĄDNI I MYŚLĄCY FACECI JUŻ WYGINĘLI?!
Do cholery jasnej (do zielonego ogórka! - wersja łagodniejsza dla tych delikatniejszych Czytelników), jeżeli chcecie postawić kobiecie drinka, a ona odmawia, to:
- nie wymieniajcie kolejnych alkoholowych trunków ("a może łiski? martini? no nie gadaj, że chcesz wódkę?!"),
- pędźcie do baru po soczek, colę, wodę, COKOLWIEK!!!
SUKCES MUROWANY!!!

wtorek, 3 lipca 2012

OJRO

I się skończyło... Brawa dla Hiszpanii. Serce i tak oddane Irlandzkim kibicom <3
Zaczął się czas podsumowań. Ilu kibiców odwiedziło Polskę? Ile pieniędzy zostawili? Ile wydaliśmy na organizację? Ile udało się zarobić?  Ogrom tego typu pytań w tv, wypowiedzi "ekspertów".
Bardziej zastanawia mnie co zyskali zwykli ludzie podczas tego miesiąca.
Emocji nie brakowało, cudownej atmosfery  (przynajmniej w Poznaniu) również :)

Usłyszałam pytanie dziś. Czy po euro nagle liczba młodych chłopców zapisujących się do drużyn piłki nożnej znacznie wzrośnie? Skojarzyło mi się to z szałem na taniec jaki ogarnął Polskę po emisji pierwszej edycji tvn'owskich programów takich jak "Taniec z gwiazdami" czy "You can dance". Wszyscy nagle zaczną grać w piłkę nożną i się na niej znać? Przeraża mnie to szczerze mówiąc.

Na organizację kolejnych Mistrzostw Europy w piłce nożnej raczej szans nie  mamy. Tylko trzy kraje dwukrotnie organizowały taką imprezę (Włochy, Francja i Belgia). O mundialu możemy tylko pomarzyć,potrzebne by było drugie tyle stadionów no i niesamowity wzrost rozwoju gospodarczego. Polak potrafi. Jak to mówią, zastaw się a postaw się, więc nie wiadomo co przyjdzie do głowy rządzącym w naszym kraju. Tym bardziej cieszę się, że mogłam być świadkiem takiego wydarzenia :) Pozytywne zaskoczenie Euro 2012.

Dziś rządzi litera "O". Opener festival. Bawcie się wszyscy znakomicie! Nie chce tylko żadnych relacji po powrocie, żeby nie zrobiło mi się przykro z powodu mojej nieobecności tam.

Jutro Świt coś napisze,także zaglądajcie ;)

piątek, 29 czerwca 2012

SPADAM

Zawsze mam problem z zaczynaniem czegokolwiek... Tak, wiem - najlepiej zacząć od początku...

Siedzę właśnie ostatni wieczór w pokoju na poznańskim Piątkowie (trzymiesięcznego mieszkania na Naramowicach wolę nawet nie wspominać), podczas gdy M. hasa sobie już od kilku dni po Koninie. Czy mi żal, że to ostatnie chwile tutaj? Zależy z której strony na to popatrzeć. Ale to raczej temat na inny dzień.

Mój powrót do Gorzowa planowany jest na jutro (dziś miała mieć miejsce "ucieczka roku" - wtajemniczeni wiedzą, o co be; Opanowałam się! Będę twarda! Wrócę jutro!). Co z tego wyjdzie: nie wiem. Co godzina wypakowuję wszystkie swoje rzeczy, dokonuję "ostatecznej" selekcji, wyrzucam coraz więcej ubrań i "Przedmiotów Bez Których Jakoś Przeżyję" (pewnie się okaże, że będą bardzo przydatne w bliższej lub dalszej przyszłości) i nadal jest ich multum! Co się dzieje? Dlaczego ich ciągle przybywa?!
A co powiecie na to: wracam ze swoimi tobołami (walizka i 4 torby - nie, nie żartuję!) PKP lub PKSem. Niektórzy z Was pewnie doskonale pamiętają moje wycieczki na trasie Poznań-Gorzów, Gorzów-Poznań... ZAWSZE spotykały mnie jakieś niespodzianki (raczej niemiłe, a nawet jeśli już zdarzyły się miłe, to kończyły się źle - przykład: dostałam pysznego cukierka na Walentynki od Pana Konduktora, ale potem staliśmy przez ponad 2 godziny 20 kilometrów przed stacją docelową). Jak znam życie, to jutro pewnie też spotka mnie jakaś "przygoda". I wolę nie myśleć jaka...

Może teraz czas na małe podsumowanie mojej egzystencji w Poznaniu trwającej 10 miesięcy.
Podobnie jak M. przyszłam pracować do naszej dzwoniarni "na chwilę". I chyba straciłam poczucie czasu...
Gdyby nie ci wszyscy wspaniali ludzie - nie wytrzymałabym tak długo. To dzięki nim chciało się wstawać skoro świt i pędzić do roboty. Owszem, gorsze dni bywały. Ale chyba przeważają pozytywy, więc nie ma co wchodzić w szczegóły i roztrząsać się nad ciemnymi stronami tej pracy.
Kolejny rozdział: studia. Również poznałam osoby nad wyraz cudowne. Któreś z kolei integracje, wspólne wypady, imprezy, no i wspólna nauka... Te chwile będę bardzo miło wspominać. 
Inne aspekty poznańskiego życia nie nadają się raczej do upubliczniania z różnych powodów. Chociaż kto wie, być może jeszcze kiedyś o nich wspomnę...

Samodzielne życie w Poznaniu dawało mi w kość mniej więcej 9/10 miesięcy. 
Zachciało się dorosłego życia... 
Rzadkie powroty do rodzinnego domu, częste harówki w pracy (razem z M. chodziłyśmy do roboty na 13 godzin, często nawet dzień w dzień - polecam!), a do tego jeszcze nauka i życie towarzyskie... 
Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo trudno to wszystko połączyć. Ale myślę, że kiedyś dostanę jakiś Order Bohatera.

Każdy ma na Ziemi swoje miejsce. Czy je tu znalazłam? Chyba za wcześnie na odpowiedź. Wiem jedno: kocham Gorzów, a w Poznaniu chyba się powoli zakochuję... 
A to wszystko dzięki tym ludziom i miejscom, do których aż chce się wracać!

S.Ś.

PS. JA CHCĘ ZNOWU IŚĆ NA KONCERT COMY!

POWROTY

Po pierwsze. Blog będzie prowadzony przez moją skromną osobę i Sandrę Świt z która spotkałam się w połowie drogi między Koninem i Gorzowem ( gdzie ww się urodziła) czyli w Poznaniu,w pracy (telefoniczne przeprowadzanie ankiet lub jak ja to nazywam w sex telefonie) do której miałam przyjść na chwilę a zostałam osiem miesięcy (czego z dzisiejszej perspektywy nie żałuje :) )
Nie przeczytacie tu raczej o tym jakie ciuchy kupiłam w sklepie,jakich kosmetyków używam,magicznych sposobów na odchudzanie tez nie znajdziecie.
Z mojej strony można spodziewać się opowieści/dziwnych sytuacji zasłyszanych na ulicy, w autobusie, pociągu, tramwaju, na przystankach autobusowych i tego typu miejscach. Zdarzać się będą też wpisy o dziwnych rzeczach lub sytuacjach które zwróciły moją uwagę.
Tyle o tematyce :)

Co do powrotów.
Przeprowadzka do Konina.
Czas wrócić do wakacyjnej formy. Nie tylko wizualnie ale również czas zacząć przygotowywać organizm na dawki alkoholu,które w okresie wakacyjnym w moim przypadku są znacznie większe niż w pozostałych miesiącach.
A! Zachęcam jeszcze do musztardy gdzie dokonałam ostatniego powrotu. Dziś witam gości zza baru :)  

Pogratuluje jeszcze maturzystom,że w większości zdali :)
Inną kwestią jest to,że 70% z nich nie ma pojęcia co chce w życiu robić
i gdzie iść na studia.

Miłego dnia
M

środa, 27 czerwca 2012

NO TO CO, ZACZYNAMY ZABAWĘ?!


Z tej strony Świt (czekajcie jeszcze na wpis Dobskiej). Moje nazwisko podobno zobowiązuje do rozpoczęcia prowadzenia naszego wspólnego bloga. Tylko trochę złą porę wybrałam (wszak to nie świt).
"Dobska po Świcie" - skąd taka nazwa? ZNIENACKA!  


Miło mi Was powitać. Mam nadzieję, że choć trochę uda się nam "umilić" Wam świty, południa i wieczory.
O czym będzie blog? Tego nawet najstarsi górale nie wiedzą... Pewnie o naszym czasem szalonym, niekiedy żałosnym życiu, o naszych podróżach małych i dużych, przygodach w pracy, poza nią. To będzie niezła mieszanka wybuchowa. 

Jeżeli o mnie chodzi, to cieszę się, że w końcu zaczynamy działać z naszym wspólnym blogiem, bo jak niektórzy z Was mogą wiedzieć - natrafiałyśmy na wiele barier: począwszy od braku czasu, po brak nazwy.
Mam nadzieję, że będziecie nas wiernie czytać, że pozostaniecie z nami jak najdłużej. 


I MAM NADZIEJĘ, ZE WSPÓŁPRACA DOBSKA-ŚWIT (nie tylko wirtualna) BĘDZIE TRWAĆ PO WSZE CZASY! 

Bo.. "Takich trzech jak nas dwie to nie ma ani jednej"!